środa, 25 marca 2020

"MOJE DZIECINNE BAJKI I BAŚNIE" - 20 (102)

Cd...
                         "PRZYJACIELE  BARTKA"

(...) Wolnym krokiem władca podziemi podszedł do króla. Dygotał ze złości, nie mógł zrozumieć, że taki zwykły śmiertelnik jak ten tu stojący przed nim, mógł sobie tak zakpić z niego. Z niego, potężnego władcy  życia podziemnego, władcy "Życia i śmierci".
- Będziesz przeklinał dzień, w którym mnie spotkałeś - wysyczał przez zaciśnięte ze złości usta - bądź więc przeklęty, ty nędzny robaku - syczał dalej - od dzisiaj nie zaznasz spokoju, będziesz się tułał po świecie i szukał kawałka chleba. A będzie to trwało długo, bardzo długo...
Zrozpaczony król Herod padł na kolana przed nim, objął go za nogi, zaczął całować jego stopy. Płakał, łzy obficie leciały mu po policzkach. Szlochał.
- Panie! Mój władco, to nie moja wina, takie pieniądze otrzymałem od mojego poddanego, on mi je dał, no nie dał, po prostu zabrałem mu - poprawił się - wybacz mi Panie!
- To ty mu zabrałeś? Jak mogłeś, miałeś sam na nie zapracować! - wykrzyknął władca.
- Nie mogłem, to była za duża suma. Nigdy bym jej nie uzbierał - mówił płaczącym głosem król - ale jak chcesz to mu oddam - sam już nie wiedział co mówić.
- Nie! - znów wykrzyknął władca - stanie się to co powiedziałem.
Podniósł ręce do góry i w tym momencie w grocie zapanowały ciemności, króla ogarnęło przenikliwe zimno, nie mógł ruszyć się z miejsca, nic nie widział, nic nie słyszał.
Nie wiedział ile to trwało, ocknął się na polanie w niewielkim lesie. Był sam. Obmacał się rękami, był cały, był zdrowy. Spojrzał na siebie i krzyknął z przerażenia. Zamiast pięknych królewskich szat, miał na sobie jakieś stare zniszczone, poplamione łachmany. Nie widział swojej karety, pięknych rumaków do niej zaprzężonych, gdzie to wszystko się podziało? Gdzie?
Zaczął przypominać sobie ostatnie chwile spędzone w grocie, pomału docierały do jego świadomości słowa władcy podziemi. Znów ciurkiem z jego oczu poleciały łzy, słone łzy!
Nieśmiertelność, którą tak bardzo chciał mieć, okazała się zbyt droga, nie mógł jej sobie kupić, na nią nie było ceny. Został oszukany przez władcę podziemi, oszukany, a do tego jeszcze ukarany za swoją chciwość, za pazerność. Była to jednak niska cena!
                              X                    X                X
(CDN...t.m.i.)

poniedziałek, 16 marca 2020

"MOJE DZIECINNE BAJKI I BAŚNIE" - 19. (101)

Cd...
                         "PRZYJACIELE  BARTKA"

(...) Skłonił mu się król nisko, oddał cześć!
- Witaj mój władco - powiedział podnosząc na władcę wzrok- przywiozłem ci ostatnią ratę pieniędzy. Chyba jesteś zadowolony?
Nie widział twarzy swojego władcy, nikt zresztą jej nie widział, nigdy!
Władca "Życia i śmierci" nic nie odpowiedział, spokojnie podszedł do stojących worków z pieniędzmi, z uwagą się im przyglądał. Obszedł dookoła, niektóre dotknął ręką, nic nie mówił. Herod zaniepokoił się. "Czyżby coś było nie w porządku?" - myślał gorączkowo. Zaniepokojony patrzył na swojego pana. Denerwował się.
- No taaak .... - powiedział w zamyśleniu - ostatnia rata, weź te worki i wysyp pieniądze... O tam... - wskazał królowi miejsce w grocie, gdzie ma wysypać monety. 
Herod żwawo zabrał się do pracy, a że worki były dość ciężkie, namęczył się sporo. Gdy wszystkie były już na wskazanym miejscu, zaczął je rozwiązywać i wysypywać ich zawartość na ziemię. Złote monety głośno brzęczały, żal mu się ich zrobiło, były takie piękne, błyszczące i było ich bardzo dużo. 
Władca uśmiechnął się, był zadowolony, jego fortuna podwoiła się, ma teraz mnóstwo pieniędzy, jest bogaty, bardzo bogaty. Będzie mógł teraz kupić wiele ludzkich dusz, bo tylko tym był zainteresowany. Był przecież władcą diabelskich piekieł. Tego jednak chciwy król Herod nie wiedział.
Władca odwrócił się i podszedł do leżących pieniędzy, podniósł jeden z ziemi i obracał go w palcach. Złota moneta powoli traciła swój blask, stawała się ciemna, krucha, zaczęła zamieniać się w piasek. Wziął następną monetę, to samo - z następną też to samo, wszystkie zaczęły zamieniać się w szary, ciemny piasek, nawet nie ten złoty piasek jaki mamy na plażach morskich, czy brzegach rzek. Zadrżał z wściekłości.!!
Powoli trzymając piasek w garści odwrócił się do Heroda. Nie mówił nic, ale król wiedział co znaczy ten gest. I on zadrżał na całym ciele, ale nie ze złości, ale ze strachu. Nie wierzył własnym oczom. Przecież przywiózł złote monety, jak to możliwe, aby one teraz były zwykłym piaskiem. Jak to możliwe? Jak? Dygotał ze strachu na całym ciele. Brrr!!!
(CDN... t.m.i.)

sobota, 14 marca 2020

"MOJE DZIECINNE BAJKI I BAŚNIE" - 18 (100)

Cd...
                            "PRZYJACIELE  BARTKA"

(...) Tymczasem król Herod przygotowywał się do podróży, znów musiał zawieźć karetę złotych monet do skarbca władcy "Życia i śmierci". Tym razem miała to być jego ostatnia podróż. Ostatnia kareta pieniędzy, kończyła jego dług, jaki miał wobec swojego władcy. Teraz on będzie panem, on będzie rządził całym światem. Na myśl o tym król uśmiechnął się, był z siebie zadowolony. Władca "Życia i śmierci" przyrzekł mu nieśmiertelność za ogromną sumę pieniędzy, teraz jedzie zawieźć mu tę ostatnią ratę. Nikt nie wiedział o tym, nawet jego małżonka, wszystko trzymał w wielkiej tajemnicy.
Nerwowo chodził, zaciskał z radości dłonie, nie mógł doczekać się wyjazdu. Co chwilę wyglądał przez okno i patrzył jak przebiegają przygotowania, jak przebiega załadunek worków pełnych złota. Teraz już ich nie będzie potrzebował, ale nadal będzie je zbierał aby mieć dla swoich przyszłych dzieci. Wszak o nich marzy i ma nadzieję, że się ich doczeka.
Poganiał ludzi, krzyczał, zmuszał ich do wielkiego wysiłku, był teraz potężnym władcą, mógł robić co tylko chce, nikt mu nic nie zrobi, no bo i jak? Za kilkanaście godzin będzie nieśmiertelny! To on będzie decydował o ich losie, o ich życiu! Będzie bezlitosny!!
Już zaczął sobie wyobrażać tych ludzi, którzy padając do jego stóp, będą błagać o życie, o kawałek chleba, błagać o litość dla siebie i dla swoich bliźnich. Zadowolony zacierał dłonie. Nareszcie spełni się jego marzenie, nareszcie będzie tym, kim chciał być od dawna. Wreszcie cały świat legnie u jego stóp, a on z rozkoszą ich podepcze.!! Bo to będzie jego świat.
Wreszcie zakończono załadunek, król Herod pospiesznie wsiadł do karety i królewski pojazd ruszył naprzód. Sam powoził, nie chciał aby ktokolwiek wiedział gdzie jedzie, gdzie znajduje się skarbiec, do którego zawozi złote monety. Konie ostro ruszyły z miejsca, za oddalającą się karetą wnosiły się tumany kurzu, które zasłoniły oddalający się pojazd.
Gdy tumany kurzu opadły, po karecie nie było śladu.

Gdy królewska kareta wjechała do olbrzymiej groty, z hukiem zamknęły się za nią potężne drzwi, a raczej potężne wrota. Herod zeskoczył z karety na ziemię, przed nim stał władca "ŻYCIA I ŚMIERCI".
(CDN...t.m.i.)

środa, 11 marca 2020

"MOJE DZIECINNE BAJKI I BAŚNIE" - 17 (99)

Cd...
                         "PRZYJACIELE  BARTKA"

(...) Bartek wyszedł z mieszkania, podbiegł do leżącego nieruchomo psa, zaczął go głaskać po zakrwawionej sierści. Spojrzał groźnie na ludzi Januarego, którzy zewsząd go otaczali. Wokół niego utworzyli kółko, był w samym jego środku, nie miał możliwości ucieczki.
- To samo stanie się z tobą - usłyszał głos Januarego - lepiej powiedz gdzie ona się znajduje. Słyszysz?
Bartek powoli powstał z ziemi, przez chwilę smutno patrzył na leżącego psa, po czym wzniósł ręce do góry i zawołał.
- Smoku mój, smoku, przybywaj!
January i jego ludzie zdumieni patrzyli na niego. Nic z tego nie rozumieli, zaczęli nawet po chwili śmiać się z jego słów. Nagle poczuli silny powiew wiatru, chociaż niebo było czyste, żadnej chmurki, żadnego obłoku. Więc skąd ten silny porywisty wiatr?
Spojrzeli w górę i zadrżeli z przerażenia. Ujrzeli latającego smoka, który machając silnie swoimi potężnymi skrzydłami, zbliżał się szybko do nich. Padli na kolana chowając w dłoniach przerażone twarze.
Potężny smok usiadł obok nich wzbijając tumany kurzu. Z jego potężnej paszczy wydobywały się kłęby czarnego dymu i od czasu do czasu pojawiał się niewielki ogień. Wyglądał bardzo groźnie!
Bartek pomachał mu ręką na powitanie i zbliżył się do leżących na ziemi opryszków. Byli bardzo przestraszeni, drżeli na całym ciele.
- Wstawać i natychmiast wynosić mi się stąd! - powiedział głośno.
Szybko zerwali się na równe nogi i pędem popędzili przed siebie. January przystanął, obejrzał się za siebie i chciał coś powiedzieć, ale gdy zobaczył, że z paszczy smoka zaczyna wydobywać się dym, machnął ręką i biegiem ruszył przed siebie.
Zadowolony Bartek podszedł do smoka i czule pogłaskał go po potężnej głowie. Smok mruknął zadowolony, wydał z siebie cichy głos i odfrunął. Jeszcze raz odwrócił głowę, popatrzył na Bartka i niebawem zniknął za horyzontem.
Bartek wziął na ręce pokaleczonego psa i wolnym krokiem ruszył w stronę lasu do kryjówki starego Bednarza. Tam on i Kalina doprowadzą do zdrowia wiernego przyjaciela.
(CDN... t.m.i.)

wtorek, 10 marca 2020

"MOJE DZIECINNE BAJKI I BAŚNIE"- 16 (98)

Cd...
                           "PRZYJACIELE BARTKA"

(...) Po chwili uspokoiła się, obtarła załzawione oczy i śmiało spojrzała na Bartka.
- Pójdę do niego, przecież siłą mnie nie zabierze stąd, od ciebie - powiedziała stanowczym głosem i zaczęła szykować się do drogi. Bartek stał obok niej niezdecydowany.
Jeden z gołębi usiadł mu na ramieniu i coś szeptał mu do ucha. Bartek słuchał go uważnie, od czasu do czasu kiwając głową, twarz miał jednak pogodną, rozjaśnioną.
- Nie, Kalinko. Zostaniesz tutaj z Bednarzem i zaczekasz na mój powrót - powiedział wysłuchawszy swojego skrzydlatego przyjaciela - pójdę sam i rozmówię się z twoim gospodarzem. Zgoda?
Kiwnęła głową, cóż miała począć nieszczęsna Kalinka. Stary Bednarz objął ją czule i po ojcowsku przytulił do siebie. Pogłaskał ją nawet po jej długich, ładnych włosach. Wziął ją delikatnie za rękę i poprowadził do swojej kryjówki. Drobnym kroczkiem podążył za nimi uratowany niegdyś jelonek.
Bartek widząc, że Kalina jest już bezpieczna, szybkim krokiem ruszył w kierunku domu. Spieszył się, chciał być już w domu gdy przybędzie nieproszony gość, w osobie gospodarza Kaliny. Zjawił się szybko, ale Bartek już czekał na niego w domu.
- Gdzie jest Kalina? - spytał wchodząc do mieszkania. Nawet nie przywitał się, nie powiedział żadnego słowa. Stał i patrzył na Bartka.
Na podwórzu krzątali się jego ludzie, rozmawiali głośno, ale Bartek nie mógł zrozumieć ich szybkiej, niewyraźnej mowy.
- A kto o nią pyta? - zapytał Bartek nie odpowiadając na jego pytanie.
- January, gospodarz z sąsiedniego kraju - odpowiedział cicho i dodał - gdzie jest Kalina?
- Tutaj jej nie ma! Poszła do swojego domu - odpowiedział cicho, ale stanowczo. Uważnie przypatrywał się nieznajomemu, nie spuszczał z niego oczu, dostosował się do rady gołębia, który kazał mu uważać na niego.
- Jak to poszła? Kiedy? Przecież jeszcze dzisiaj tutaj była! - głos jego zabrzmiał grubym basem.
Na podwórku głośnym głosem zawył pies, później drugi raz, aż w końcu zamilkł!
(CDN...t.m.i.)

niedziela, 1 marca 2020

"MOJE DZIECINNE BAJKI I BAŚNIE" - 15 (97)

Cd...
                         "PRZYJACIELE BARTKA"

(...) Również król nie narzekał, załadował na wóz cztery duże worki złotych monet i ruszył w drogę powrotną. Przykazał jednak Bartkowi, aby szukał nadal pieniędzy, a o każdej znalezionej, monecie miał go natychmiast powiadomić. Zaśmiał się w duszy Bartek ze słów swojego władcy, skinął mu jednak głową na zgodę, a zarazem na pożegnanie.
Pozostał sam z Kaliną.
Szybko oporządził inwentarz i wraz z nią ruszył do lasu, do starego Bednarza. Martwił się o niego, bo przez wizytę króla nie mógł pójść do niego. Czy ma jedzenie? Czy dobrze się czuje?
Na szczęście Bednarz dobrze się czuł, niczego mu nie brakowało, brakowało mu jedynie towarzystwa, nie miał z kim porozmawiać. Teraz mógł wygadać się do woli, a wiernymi jego słuchaczami byli Bartek i Kalina.
Już mieli wracać do domu, gdy opodal nich, na gałęzi usiadły dwa gołębie Bartka. Zaczęły bardzo głośno gruchać, Bartek przystanął i zaczął nasłuchiwać ich mowę. Gołębie miały bardzo ciekawe nowiny, niestety, ale były to złe wiadomości. I dla Bartka i dla Kaliny.
- Co mówią gołębie? - spytała Kalina. Wiedziała już, że Bartek zna i rozumie mowę ptaków i zwierząt, była zaniepokojona gwałtownym przylotem jego skrzydlatych przyjaciół. Posępna mina Bartka nie wróżyła dobrych wiadomości.
- Nie możesz iść do domu - powiedział cicho. Zastanawiał się co począć dalej.
- Dlaczego? Dlaczego? - dopytywała Kalina - co się stało? nerwowym ruchem chwyciła go za rękaw marynarki - powiedz, powiedz - prosiła.
Przytulił ją do siebie. nie wiedział jak jej powiedzieć to, co usłyszał od gołębi.
- Gospodarz, u którego mieszkasz jedzie tutaj po ciebie. Za dwie, trzy godziny będzie u mnie w domu.
Kalina zbladła, nerwowo przygryzła wargi, zaczęła drżeć na całym ciele.
- O, Boże! - jęknęła - co teraz będzie?
Jeszcze mocniej przytuliła się do niego. Nie chciała wracać do swojego kraju, do gospodarza, którego tak bardzo nienawidziła. Czy Bartek uratuje ją? A jeżeli nie? Co teraz ona pocznie, no co?
Zaczęła płakać...
(CDN...t.m.i.)

"WAKACJE NA MAZURACH" - 13.05.2021 ((177)

  Pogoda nie najlepsza, jeszcze wczoraj cieszyliśmy się słoneczkiem, a dzisiaj z ponurą miną spoglądamy na ponure niebo. Zachmurzyło się, ch...