sobota, 26 września 2020

WAKACJE NA MAZURACH" - 56 (164)

Cd...

            26.09.2020. SOBOTA =

                                                                        W tej chwili powinienem siedzieć w pociągu relacji Białystok - Wrocław, ale jak widzicie siedzę jeszcze w Rogalach Wielkich. Pociąg odjechał, a ja pozostałem, nie, nie na peronie tylko w wiosce. Przedłużyłem sobie jeszcze o kilkanaście dni emerycki urlop i zapewne niektórzy z was powiedzą: "Takiemu to dobrze". Tak, takiemu to dobrze, ale wierzcie mi, chciałbym mieć jeszcze tyle lat co wy i być może chodzić do szkoły, albo do pracy. Niestety, siedzę w wiosce i tuż przed wyjazdem poszukuję prywatnego lekarza, tym razem kardiologa i nie mogę znaleźć, ani w Grajewie, ani w okolicy. Kogo zapytam o "namiary", każdy wzrusza ze smutną miną ramionami, robiąc przy tym dziwną minę. Kardiolog to jakiś "rarytas" w Grajewie? Być może, a ja myślałem, że prywatnych gabinetów w takim małym miasteczku, będzie jak wysyp grzybów w lesie. Pomyliłem się i to bardzo. Chciałem iść prywatnie zbadać się przed podróżą, (w państwowej służbie zdrowia nie mam szans) i sami widzicie, nawet prywatnie nie mogę ich znaleźć. A może faktycznie w takich małych miejscowościach nie chcą leczyć szanowni kardiolodzy? Wszystko możliwe! Nie chce się takiemu panu, czy pani ruszyć z Białegostoku, czy Ełku i przyjechać do gabinetu lekarskiego, dajmy na to w takim Grajewie. To my, schorowani, starsi, mamy jechać dziesiątki kilometrów, aby za parę stówek odwiedzić ich w swoich wypasionych gabinetach w dużych miastach. Nie chcą się poświęcić dla innych i co im można zrobić? NIC!! 

W Rogalach cisza i spokój, rolnicy robią podorywki, wywożą obornik, sieją poplony, dzieci chodzą posłusznie do szkoły, a ja jak wspomniałem na początku, nadal się "byczę" i muszę wam powiedzieć, że jest mi z tym do twarzy, letnia opalenizna jeszcze nie zeszła. Cale szczęście, że do tego wszystkiego, wszystkim dopisuje pogoda, jest ciepło i przyjemnie i tak powinno być przez następne jesienne dni. (t.m.i.) 

sobota, 19 września 2020

"WAKACJE NA MAZURACH" - 55 (163)

Cd...

            19.09.2020 SOBOTA =

                                                                    Ładny słoneczny dzień, ale chłodny, temperatura tylko szesnaście stopni ciepła. Stojąc w zacisznym miejscu, ale w słoneczku, jest naprawdę ciepło i przyjemnie. Żona pojechała do kuzynów na wykopki ziemniaków, rodzince trzeba pomóc, bo teraz o pracownika trudno, nikt nie chce pracować na roli, zwłaszcza przy zbiorze ziemniaków, gdzie cały czas trzeba chodzić schylony. Ciężka praca, ale sezonowa. Dzień, dwa wysiłku, a później można odpoczywać.

                                                                      Żona na wykopkach a córka wybiera się do Szczuczyna na małe zakupy, oraz na miejscowy cmentarz odwiedzić grób swojej babci, której nigdy nie widziała. Urodziła się, gdy babcia jej już nie żyła, ale zna ją z opowiadań i będąc teraz na Mazurach, postanowiła zaświecić znicz i złożyć kwiaty na jej grobie. Pamiętać trzeba o swoich przodkach, nawet wówczas, gdy nigdy się ich nie widziało.

                                       W Rogalach jakoś dzisiaj cicho, traktory nie warczą, rolnicy krzątają się obok swoich domostw, znajdując zawsze coś do pracy. My natomiast juz rozpoczęliśmy pakowanie się i przymierzanie się do powrotu do Wrocławia. Jeszcze parę dni i na kilka miesięcy będzie trzeba pożegnać gościnne Mazury. (t.m.i.) 

czwartek, 17 września 2020

"WAKACJE NA MAZURACH" - 54 (162)

 Cd...

         17.09.2020. CZWARTEK=

                                                    Długo trwają te moje wakacje, no cóż, już za parę dni minie cztery miesiące mojego siedzenia na mazurskiej wsi i potrwa do końca miesiąca. Skoro jest ciepło, pogoda dopisuje, to trzeba siedzieć ile się tylko da, no ale od dzisiaj pogoda zmieniła się radykalnie. Po kilkunastu, naprawdę ciepłych (można powiedzieć gorących) dni, dzisiaj przyszło ochłodzenie i to dość znaczne. Da się jednak wytrzymać.  Rolnicy koszą w dalszym ciągu kukurydzę, drudzy robią podorywki, inni zaś wywożą obornik ze swoich obór. Krowy nadal przebywają na pastwiskach, trawy coraz mniej, ale jeszcze coś tam skubią. Pytałem kilku rolników co myślą o nowej ustawie, czyli tak zwanej "piątki dla zwierząt", nie odpowiadali mi, wzruszali tylko ramionami, ale z ich pokątnych wypowiedzi, zrozumiałem, że nie wszyscy wiedzą dokładnie na czym polega ta ustawa. Niektórzy mruczą pod nosem:"Niedługo i krów zabronią zabijać, królików, kur czy gęsi". Widzicie sami, że niektórzy nie wiedzą o co chodzi w tej ustawie. Drodzy rolnicy, tylko spokojnie, nikt wam niczego nie będzie zabraniał, a ja was proszę posłuchajcie co mówią w telewizji na ten temat, poczytajcie co piszą gazety i wówczas będziecie spokojnie spać. Wszystko pozostanie na swoim miejscu. Głowa do góry drodzy rolnicy. (t.m.i.)

sobota, 12 września 2020

"WAKACJE NA MAZURACH" - 53 (161)

Cd... 

         12.09.2020 SOBOTA =

                                               Drugie lato mamy, pogoda wspaniała, temperatura jeszcze lepsza, woda w jeziorach też ciepła, można jeszcze pływać i leżeć na kocach wystawiając twarze do słonka. Trzeba się spieszyć, tak ładnie i przyjemnie nie będzie chyba długo. Dzisiaj nasz ZNICZ staje przed bardzo trudnym i odpowiedzialnym zadaniem, albo wygra spotkanie z POGONIĄ Grodzisk Wielkopolski i zacznie piąć się w górę tabeli, albo stanie się czerwoną latarnią tabeli. Stawka meczu jest wysoka, już nie ma co eksperymentować, mówić, że jeszcze wszystko jest do odrobienia i tak dalej. Nie drodzy panowie, nie ma nic do odrobienia, albo zaczniemy wreszcie na poważnie grać, albo będziecie rozgrywać mecze przy pustych trybunach. Wybierajcie...

Tak jak zapowiedziałem, przedstawię wam dzisiaj opowiadanie jednej pani, z którą niedawno rozmawiałem.

                                                            "Ze ślubem nie czekałam długo, mojego męża zaprowadziłam przed ołtarz zaraz po wymarzonych studiach, nie chciałam dłużej czekać, choć wszyscy mi tego kroku odradzali. I rodzina i znajomi. Nie posłuchałam, chciałam być jak najszybciej mężatką, chciałam jak najszybciej być na tak zwanym swoim i być niezależną kobietą, a przede wszystkim uwolnić się chciałam od wścibskich plotkarek. Udało mi się, szybko po ślubie wyprowadziłam się od rodziców, razem z mężem poszliśmy na swoje, mogłam robić co tylko zapragnie moja dusza, a ona pragnęła tylko jednego. SEKSU. Byłam nienasycona, chciałam się kochać dzień i noc, tydzień po tygodniu i nie zważać na nic. Seks był dla mnie najważniejszy, a w osobie mojego męża miałam najwspanialszego kochanka na świecie. Umiał mnie zadowolić, umiał mnie nasycić od stóp do głów, czułam się przy nim spełniona, nie zważałam, że moje życie poza łóżkiem coraz bardziej zbliżało się do ruiny. Poza łóżkiem mój mąż był dla mnie nieosiągalny, był opryskliwy, nieczuły, nietaktowny. Nic nie robił aby pomóc mi w gospodarstwie domowym, zdana byłam na siebie, klęłam, złorzeczyłam na niego gdy późno wracał do domu, by za chwilę gdy znalazłam się w sypialni wszystko puścić w niepamięć i kochać się z nim do białego rana.

                                 Zaniedbania jednak coraz bardziej dawały się nam we znaki, szczególnie jednak mnie. Nie mogłam tak dalej żyć, musiałam coś zrobić, chciałam go postraszyć i postraszyłam rozwodem. I to był mój najgłupszy chyba krok, mąż przystał na to z ochotą, sam wszystko pozałatwiał i niebawem rozstaliśmy się w zgodzie na sądowym korytarzu. Smutna wracałam do domu, nagle czar pięknego życia prysnął jak mydlana bańka, w domu zastałam stos brudnych naczyń w zlewie, stertę ciuchów do prania, gdzieniegdzie w kątach pajęczynę. Podobno pająki przynoszą dobre nowiny, ale czy dla mnie? Mozolnie, dzień po dniu wychodziłam z tego bałaganu, a gdy po miesiącu mieszkanie lśniło tak jak dawniej, znów odezwała się we mnie dzika natura, zapragnęłam znów seksu, nie miłości, ale seksu. To było jak lekarstwo dla mnie na wszystkie dolegliwości, chciałam się kochać, ale z kim... Smutne myśli kłębiły się w mojej głowie, gdy wspominałam mojego byłego, nie było go pod ręką, a właśnie tylko jego pragnęłam. Znalazł się jednak inny, w miarę przystojny, dobry, czuły i zakochany po uszy we mnie. Takiej okazji nie mogłam przepuścić i nie przepuściłam. Cywilniak odbył się w iście ekspresowym tempie, znów mogłam dostać to co chciałam, ale nie było to, czego tak bardzo oczekiwałam, nie był to seks taki, jaki pamiętałam i jaki uprawiałam z moim dawnym mężem. Musiało mi to jednak na razie wystarczyć. Życie układało się dobrze, obecny mąż dbał o wszystko, był domatorem, a mnie to odpowiadało, pozwalał mi wychodzi prawie, że o każdej porze dnia. Był niesamowicie zakochany. 

                                                         Mijały dni i tygodnie. Pewnego razu przypadkowo spotkałam mojego pierwszego męża, serce zabiło mocniej, żołądek znalazł się w niewłaściwym miejscu, ale emocje szybko opadły. patrzyłam na niego z pożądaniem, chyba wyczytał to z mojej miny, bo przytulił mnie do siebie, tak jak dawniej. Wszystko odżyło od nowa, zapragnęłam się kochać z nim, choć zdążył mi powiedzieć, że jest ponownie żonaty, mnie to nie przeszkadzało. Poszliśmy do hotelu, i stało się to co nie powinno się wydarzyć. Niestety, takich sytuacji było jeszcze dużo, spotykaliśmy się regularnie, kilka lat. Tak, wiem, oszukiwałam swego męża, ale ... Lepiej nie będę kończyła. "

                  Tyle moja znajoma, umilkła zdyszana, a ja miałem mnóstwo pytań do niej. Zawahałem się jednak, nie zadałem żadnego pytania, nie chciałem znać odpowiedzi na jej postępowanie. Nie chciałem mówić jej co myślę o jej postępowaniu, nie chciałem burzyć naszej znajomości. Niech pozostanie to pomiędzy nami. A wy jak byście postąpili, tak samo jak ja?  (t.m.i.) 

czwartek, 10 września 2020

"WAKACJE NA MAZURACH" - 52 (160)

Cd...

           10.09.2020  CZWARTEK =

                                                      Termin wyjazdu zbliża się nieubłaganie szybko, jeszcze parę dni i trzeba będzie żegnać Rogale Wielkie i wracać do macierzystego miasta, czyli do Wrocławia. Przed odjazdem jednak spotykam dużo ludzi z innych wiosek i miast, którzy pragną ze mną porozmawiać o różnych problemach. Słucham ich z wielką uwagą i tak jak poprzednim razem, tak i teraz pragnę podzielić się wiadomościami, które usłyszałem od napotkanych ludzi. Najpierw relacja jednego pana, a w następnym wpisie relacja pani.

                                                                                          Miłość, każdy z nas zna to słowo, każdy wie co oznacza i wielu z nas już ją przeżyło. Jedni w spokojny sposób, inni w burzliwy, bo wiemy, że miłość bywa burzliwa, zdradliwa, niebezpieczna i podstępna, lubi omotać swoimi sieciami i już nie wypuścić z nich nikogo. Bywa też łagodna, przyjemna, romantyczna i piękna, ba można rzec, że wręcz urocza, bo potrafi oślepić i zaślepić największych niedowiarków jej siły i mocy. Niekiedy bywa jak choroba, bo potrafi powalić do łóżka od razu dwoje ludzi, ale to już tak na koniec żartobliwie. Jednak z miłością nie ma żartów. Niejeden pan się o tym przekonał, pani również.

                     Siedemdziesięcioletni Maciek, od kilkunastu lat żyje samotnie, jest wdowcem, ale na znajomych nie narzeka, ma mnóstwo kolegów i koleżanek. Nie nudzi się. Dzisiaj wybrał się nad rzekę Narew aby trochę pospacerować i odpocząć po kończącym się tygodniu. Pogoda dopisała, więc spokojnie spacerował sobie nadbrzeżem ulubionej rzeki, podglądając od czasu do czasu wędkujących wędkarzy. Nie pytał ich o nic, wiedział, że ta grupa ludzi nie należy do rozmownych, zwłaszcza gdy jest nad wodą, nikt z wędkarzy nie lubi się chwalić swoimi połowami, zwłaszcza przed nieznajomymi. Maciek znał te zasady, toteż rozmów z nimi unikał jak ognia.

                Z daleka zobaczył swoją znajomą ze swoim chłopakiem i jeszcze jedną parę, zapewne znajomi jego znajomej. Barbara, znajoma Macka była jeszcze panienką, choć niedawno minęło jej trzydzieści pięć lat, nie miała szczęścia do mężczyzn, do chłopców. Nie mogła, czy też nie chciała utrzymywać długo znajomości z płcią odmienną, lata upływały, a pani Basia nadal była w stanie wolnym i nic nie wskazywało, aby stan ten uległ zmianie, chyba, że ... Była z chłopakiem, może więc coś z tego będzie? - pomyślał zbliżając się do nich. Po przywitaniu się i krótkiej rozmowie oddalił się od towarzystwa, a wraz z nim, uczyniła to samo Barbara. Nie pytał dlaczego to zrobiła, szli brzegiem Narwi coraz bardziej oddalając się od chłopaka Barbary. Czekał aż ona pierwsza rozpocznie rozmowę, wiedział, że miała powód aby opuścić swoje towarzystwo i przyłączyć się do niego. Był ciekaw tego powodu, jednak musiał czekać, aż ona sama wyjawi mu go. Zapuszczali się w coraz to bardziej zarośnięty brzeg wolno płynącej Narwi, a jednocześnie troszeczkę oddalając się od niej. Nie wszędzie można było iść przy samym jej nurcie. "Znowu nie wyszło?" - nie wytrzymał Maciek. Uważnie spojrzał na nią. Była ładną dziewczyną, nawet nie wyglądała na swoje lata, tylko młodziej. Gdy on miał jej lata, ona dopiero urodziła się. "Nie wyszło" - szepnęła, wzięła go pod rękę i chwilę szli w milczeniu. "Dlaczego ci mężczyźni są tacy?". - spytała cicho. "Zawsze tacy niecierpliwi, natarczywi, mówią o miłości a nic nie robią aby tę miłość utrzymać, wcielić w życie pomiędzy nami, pomiędzy mną, a nim. Do wszystkiego im spieszno, nie pytają o zgodę, nie pytają o nic, chcą tylko brać nie dając nic w zamian. A ty jaką miałeś miłość, jaką lubisz? - spytała nagle. Przystanął. Spojrzał na nią trochę z góry, była niższa od niego, patrzył. "Jestem romantykiem i domatorem - zaczął po chwili - lubię marzyć, lubię chodzić we dwoje po polach, łąkach, wśród zieleni, przy świetle księżyca i śnic i marzyć, snuć plany, nie moje, ale nasze. Lubię gdy moja dziewczyna przytulona do mnie również marzy i swoje marzenia wypowiada głośno, przy mnie, dla mnie. Ja zaś swoje przekazuje jej, a księżyc, który to wszystko słucha jest niemym świadkiem naszych zwierzeń, postanowień. Chcę kochać i być kochanym. Wspaniałe są pocałunki w smudze księżycowego światła, kiedy to właśnie my, tylko my, stojąc na łące, czy polnej drodze otuleni jesteśmy jego ciepłym światłem." Mimo woli wziął jej rękę do swojej, nie cofnęła jej, więc mając jej niemą zgodę trzymał ją mocno w swoim uścisku. "Jestem też domatorem - zaczął ponownie po chwili - ma to dobre i złe strony, niektóre kobiety lubią takich mężczyzn, inne nie przepadają za nimi. Pamiętam te słowne utarczki, gdy moja żona chciała wyjść do koleżanek, do kolegów, a ja wolałem siedzieć w domu. Szkoda mi jej było, gdy godziła się na pozostanie w domu, namawiałem ją aby poszła sama, ale ona wolała cierpieć, niż spełnić moje życzenie i przyzwolenie."

                        Barbara nieoczekiwanie przytuliła się do niego, objęła go rękoma i mocno przyciągnęła do siebie. On z początku nie wiedząc co robić, stał jak mumia z opuszczonymi rękoma, Dopiero po chwili uczynił to co ona, również i on objął ją delikatnie, przywarł do niej, a ona poczuła jego męskość na swoim ciele. Przywarła jeszcze mocniej i jeszcze silniej przyciągnęła go do siebie. Spojrzała do góry, w jego oczy, w których zobaczyła iskierki męskiego pożądania. Wiedziała, że to musi się zdarzyć i to zdarzyć się tutaj, nad Narwią, na łące, tym razem nie w świetle księżyca, ale w strumieniach płonącego słonka. Oddała siebie, czyż miłość nie jest piękna? Każdego dopada, w różnych miejscach, w różnych porach dnia i nocy, nie brońmy się przed nią, a wręcz przeciwnie, szukajmy jej wszędzie.

(W następnym wpisie opowiadanie jednej pani, o której już wspomniałem.)  (t.m.i.)

                                                                         

 

niedziela, 6 września 2020

"WAKACJE NA MAZURACH" -- 51 (159)

Cd...
        06.09.2020  NIEDZIELA =
                                                    Pogoda w kratkę, trochę ciepła, trochę deszczu, trochę zimna, ale idzie wytrzymać, zapewne to pierwsze oznaki zbliżającej się jesieni. Piłkarze Znicza z Białej  Piskiej nie rozpieszczają swoich kibiców, ani ich sympatyków, kolejny mecz, tym razem na wyjeździe zakończył się wysoką przegraną. Czy przeciwnik "Błonianka" Błonie jest na tyle silna i bramkostrzelna, że może nam strzelać w jednym meczu aż sześć bramek? Nie podoba mi się to, coś w drużynie nie gra i nie ma co zwlekać z rozmową z trenerem, z zawodnikami i zarządem, tak dalej nie może być, przyczyna na pewno jakaś jest. Tylko proszę, nie zwalajcie wszystko na "koronawirusa" bo to robi się już niesmaczne. Długo grałem w piłkę, ale nigdy nie zdarzyło mi się puścić aż tylu bramek w mistrzowskim meczu, począwszy od klasy "C", a skończywszy na III lidze. Mój rekordowy wynik puszczenia w mistrzowskim meczu to tylko i aż pięć bramek. Pamiętam dokładnie ten mecz, bo rozegrany był na mrozie i śniegu w marcu w Rudniku nad Sanem, a tamtejszy Orzeł zwyciężył mnie i moją drużynę 5:3. To było największe moje "pudło" w dziesięcioletniej mojej bramkarskiej karierze, ale nie o sobie zamierzam pisać, tylko o Zniczu, gdzie moim zdaniem dzieje się coś niedobrego. Z niecierpliwością będę oczekiwał następnego i następnego meczu, może coś się w grze naszej drużyny zmieni??
                                                                         Tak jak zapowiedziałem opiszę teraz kolejną sprawę ludzi, którą niedawno usłyszałem. Człowiek z naszego regionu, w latach "biedy" jaka panowała wówczas w kraju, wyjechał za chlebem do...Warszawy. Tam znalazł pracę, znalazł dom, żonę i wielu przyjaciół. Pokończył odpowiednie szkoły i zaczął pracować w budowlance, do dnia dzisiejszego, kiedy to uległ wypadkowi. Wiecie jak to jest na budowie, szkło, drewno, beton i żelazo. Nasz bohater tak niefortunnie posługiwał się drewnem, że to w postaci drzazgi wbiło mu się pod paznokieć. Paskudna sprawa, na samą myśl o bólu przechodzą nas ciarki po ciele, po ciele naszego budowlańca (tak będę go nazywał) też zapewne przeszły. No i rozpoczęło się leczenie, najpierw u jednego lekarza, później u drugiego, trzeciego i czwartego. Tylu lekarzy leczyło naszego budowlańca i jakoś nie mogli go wyleczyć. Niby takie małe drewienko, taka malutka drzazga, a tyle przysporzyła kłopotów naszym konowałom, którzy w żaden sposób nie mogli sobie poradzić z ropiejącym palcem. Pobyty w szpitalu przedłużały się, już nie tylko palec bolał naszego budowlańca, ale cała ręka, groziła gangrena, a może jeszcze coś gorszego, może jakaś septa? Tego lekarze nie powiedzieli, nie zdradzili swojej tajemnicy, ale podjęli ostateczną decyzję i naszemu budowlańcowi usunięto chory palec. Niezbyt skomplikowana operacja trwała krótko, ale od tego czasu czasu, czas naszemu bohaterowi zaczął się niemiłosiernie dłużyć. Nachodziły go różne myśli (proszę się nie dziwić), nie mógł pogodzić się z utratą palca u ręki. Jakoś nieswojo się czuł, nie mógł dobrze władać ręką, coś w niej brakowało, była jakaś wolna przestrzeń, którą nie zapełniono niczym. Zawziął się nasz budowlaniec na swoich lekarzy, nie popuścił im, zebrał i nadal zbiera opinie innych lekarzy na temat swojego palca i jest już pewny, że to błąd warszawskich lekarzy doprowadził do utraty palca. Będzie sąd, będą sprawy, a czy budowlaniec wie jaki będzie ostateczny wyrok? Współczuję temu panu, wiem co go czeka i jaka trudna droga przed nim, jaką ciężką walkę musi stoczyć z lekarzami i sądami, bo te ostatnie też nie są przychylne ludziom. Zapowiada się więc długa batalia sądowa, a ja chcąc znać wynik tej sprawy muszę zaczekać chyba....ze cztery lata. (t.m.i.)
                   

piątek, 4 września 2020

"WAKACJE NA MAZURACH" - 50 (158)

Cd...
        04.09.2020. PIĄTEK=
                                            Drugi słoneczny dzień po zimnym, deszczowym ubiegłym tygodniu, który dał się we znaki wszystkim mieszkańcom nie tylko Rogal, ale i całej Polski. No, ale teraz mamy już drugi słoneczny dzionek i wreszcie możemy wyjść spokojnie ze swoich domostw. Niekiedy jednak warto, aby były takie zimne deszczowe dni, człowiek siedząc w domu ze znajomymi, wiele rzeczy dowiaduje się, co dzieje się w życiu niektórych ludzi. Tak było i tym razem, a opowieści, które usłyszałem przekażę wam.
                                           Człowiek w sile wieku mieszka w dwudziestotysięcznym mieście, jest na emeryturze, więc jak przystało na szanowanego emeryta ma swój ogródek działkowy. Uprawia warzywa, ale przede wszystkim hoduje kurki, nie wiem co robi z jajeczkami, czy sprzedaje, czy też daje je znajomym, czy też daje dzieciom i wnukom. Mniejsza z tym, to jego problem, hodując kurki uzbierało mu się trochę kurzego obornika, więc postanowił go wywieźć w kąt swojego ogródka i spryzmować go. Jak postanowił, tak i zrobił. Załadował na jednośladową taczkę obornik i wąską drużką jaką ma w ogródku jechał w wyznaczone miejsce. Jednoślady mają jednak to w sobie, że nie są zbyt sterowne, a i pokaźna "kupa" gnoju utrudniała mu pole widzenia. W pewnym momencie jednoślad zboczył ze ścieżki i wywrócił się, a rączka od taczki boleśnie uderzyła naszego ogrodnika i hodowcę w biodro. Z dalszej pracy nici, ból był silniejszy od zapału i chęci. Na dzisiaj był to koniec pracy.
                                                                         Mijały dni, ból nie ustępował, praca stanęła w miejscu, samopoczucie ogrodnika pogarszało się z dnia na dzień, aż któregoś dnia ogrodnik nie wytrzymał i poszedł do lekarza. Zrobiono zdjęcie rentgenowskie, które w opinii lekarza nic nie wykazało. Silne stłuczenie biodra, taka opinia nie usatysfakcjonowała naszego ogrodnika, który nadal narzekał na ból. Za namową znajomych udał się do innego szpitala, który był niedaleko niego, ale już w innym województwie. Chorego trzeba jednak przyjąć bez względu na jego miejsce zamieszkania, zbadano go więc i orzeczono, że ma złamaną szyjkę biodrową, czy coś w tym rodzaju i to schorzenie trzeba leczyć operacyjnie. Zaoferowano, że podejmą się tego, lecz na ogrodnik odmówił, postanowił wrócić do swojego szpitala i tam poddać się operacji. Szczerze mówiąc ja bym tego nie uczynił, bałbym się oddać moje biodro w ręce lekarzy, którzy nawet nie umieją dobrze odczytać rentgenowskie zdjęcie. Nasz ogrodnik to istny bohater, położył się na stole operacyjnym i poddał się temu trudnemu zabiegowi. Operację wykonano, na razie pacjent czuje się dobrze, ale jak będzie dalej, zobaczymy.
                                        Historię drugiego człowieka (też lekarską) opiszę w następnym wpisie. (t.m.i.)

"WAKACJE NA MAZURACH" - 13.05.2021 ((177)

  Pogoda nie najlepsza, jeszcze wczoraj cieszyliśmy się słoneczkiem, a dzisiaj z ponurą miną spoglądamy na ponure niebo. Zachmurzyło się, ch...