Cd...
10.09.2020 CZWARTEK =
Termin wyjazdu zbliża się nieubłaganie szybko, jeszcze parę dni i trzeba będzie żegnać Rogale Wielkie i wracać do macierzystego miasta, czyli do Wrocławia. Przed odjazdem jednak spotykam dużo ludzi z innych wiosek i miast, którzy pragną ze mną porozmawiać o różnych problemach. Słucham ich z wielką uwagą i tak jak poprzednim razem, tak i teraz pragnę podzielić się wiadomościami, które usłyszałem od napotkanych ludzi. Najpierw relacja jednego pana, a w następnym wpisie relacja pani.
Miłość, każdy z nas zna to słowo, każdy wie co oznacza i wielu z nas już ją przeżyło. Jedni w spokojny sposób, inni w burzliwy, bo wiemy, że miłość bywa burzliwa, zdradliwa, niebezpieczna i podstępna, lubi omotać swoimi sieciami i już nie wypuścić z nich nikogo. Bywa też łagodna, przyjemna, romantyczna i piękna, ba można rzec, że wręcz urocza, bo potrafi oślepić i zaślepić największych niedowiarków jej siły i mocy. Niekiedy bywa jak choroba, bo potrafi powalić do łóżka od razu dwoje ludzi, ale to już tak na koniec żartobliwie. Jednak z miłością nie ma żartów. Niejeden pan się o tym przekonał, pani również.
Siedemdziesięcioletni Maciek, od kilkunastu lat żyje samotnie, jest wdowcem, ale na znajomych nie narzeka, ma mnóstwo kolegów i koleżanek. Nie nudzi się. Dzisiaj wybrał się nad rzekę Narew aby trochę pospacerować i odpocząć po kończącym się tygodniu. Pogoda dopisała, więc spokojnie spacerował sobie nadbrzeżem ulubionej rzeki, podglądając od czasu do czasu wędkujących wędkarzy. Nie pytał ich o nic, wiedział, że ta grupa ludzi nie należy do rozmownych, zwłaszcza gdy jest nad wodą, nikt z wędkarzy nie lubi się chwalić swoimi połowami, zwłaszcza przed nieznajomymi. Maciek znał te zasady, toteż rozmów z nimi unikał jak ognia.
Z daleka zobaczył swoją znajomą ze swoim chłopakiem i jeszcze jedną parę, zapewne znajomi jego znajomej. Barbara, znajoma Macka była jeszcze panienką, choć niedawno minęło jej trzydzieści pięć lat, nie miała szczęścia do mężczyzn, do chłopców. Nie mogła, czy też nie chciała utrzymywać długo znajomości z płcią odmienną, lata upływały, a pani Basia nadal była w stanie wolnym i nic nie wskazywało, aby stan ten uległ zmianie, chyba, że ... Była z chłopakiem, może więc coś z tego będzie? - pomyślał zbliżając się do nich. Po przywitaniu się i krótkiej rozmowie oddalił się od towarzystwa, a wraz z nim, uczyniła to samo Barbara. Nie pytał dlaczego to zrobiła, szli brzegiem Narwi coraz bardziej oddalając się od chłopaka Barbary. Czekał aż ona pierwsza rozpocznie rozmowę, wiedział, że miała powód aby opuścić swoje towarzystwo i przyłączyć się do niego. Był ciekaw tego powodu, jednak musiał czekać, aż ona sama wyjawi mu go. Zapuszczali się w coraz to bardziej zarośnięty brzeg wolno płynącej Narwi, a jednocześnie troszeczkę oddalając się od niej. Nie wszędzie można było iść przy samym jej nurcie. "Znowu nie wyszło?" - nie wytrzymał Maciek. Uważnie spojrzał na nią. Była ładną dziewczyną, nawet nie wyglądała na swoje lata, tylko młodziej. Gdy on miał jej lata, ona dopiero urodziła się. "Nie wyszło" - szepnęła, wzięła go pod rękę i chwilę szli w milczeniu. "Dlaczego ci mężczyźni są tacy?". - spytała cicho. "Zawsze tacy niecierpliwi, natarczywi, mówią o miłości a nic nie robią aby tę miłość utrzymać, wcielić w życie pomiędzy nami, pomiędzy mną, a nim. Do wszystkiego im spieszno, nie pytają o zgodę, nie pytają o nic, chcą tylko brać nie dając nic w zamian. A ty jaką miałeś miłość, jaką lubisz? - spytała nagle. Przystanął. Spojrzał na nią trochę z góry, była niższa od niego, patrzył. "Jestem romantykiem i domatorem - zaczął po chwili - lubię marzyć, lubię chodzić we dwoje po polach, łąkach, wśród zieleni, przy świetle księżyca i śnic i marzyć, snuć plany, nie moje, ale nasze. Lubię gdy moja dziewczyna przytulona do mnie również marzy i swoje marzenia wypowiada głośno, przy mnie, dla mnie. Ja zaś swoje przekazuje jej, a księżyc, który to wszystko słucha jest niemym świadkiem naszych zwierzeń, postanowień. Chcę kochać i być kochanym. Wspaniałe są pocałunki w smudze księżycowego światła, kiedy to właśnie my, tylko my, stojąc na łące, czy polnej drodze otuleni jesteśmy jego ciepłym światłem." Mimo woli wziął jej rękę do swojej, nie cofnęła jej, więc mając jej niemą zgodę trzymał ją mocno w swoim uścisku. "Jestem też domatorem - zaczął ponownie po chwili - ma to dobre i złe strony, niektóre kobiety lubią takich mężczyzn, inne nie przepadają za nimi. Pamiętam te słowne utarczki, gdy moja żona chciała wyjść do koleżanek, do kolegów, a ja wolałem siedzieć w domu. Szkoda mi jej było, gdy godziła się na pozostanie w domu, namawiałem ją aby poszła sama, ale ona wolała cierpieć, niż spełnić moje życzenie i przyzwolenie."
Barbara nieoczekiwanie przytuliła się do niego, objęła go rękoma i mocno przyciągnęła do siebie. On z początku nie wiedząc co robić, stał jak mumia z opuszczonymi rękoma, Dopiero po chwili uczynił to co ona, również i on objął ją delikatnie, przywarł do niej, a ona poczuła jego męskość na swoim ciele. Przywarła jeszcze mocniej i jeszcze silniej przyciągnęła go do siebie. Spojrzała do góry, w jego oczy, w których zobaczyła iskierki męskiego pożądania. Wiedziała, że to musi się zdarzyć i to zdarzyć się tutaj, nad Narwią, na łące, tym razem nie w świetle księżyca, ale w strumieniach płonącego słonka. Oddała siebie, czyż miłość nie jest piękna? Każdego dopada, w różnych miejscach, w różnych porach dnia i nocy, nie brońmy się przed nią, a wręcz przeciwnie, szukajmy jej wszędzie.
(W następnym wpisie opowiadanie jednej pani, o której już wspomniałem.) (t.m.i.)