Cd...
08.06.2020. PONIEDZIAŁEK.
Dość długo żyję na tym świecie, ale takiej burzy jeszcze nie widziałem, a jak widziałem, musiało to być bardzo dawno temu, tak dawno, że zapomniałem jak wyglądała taka burza. Nad samą wioską nie było burzy, ona była kilkanaście, czy kilkadziesiąt kilometrów od Rogal, ale była to taka nawałnica, że wyglądało to na to, że dzieje się to w naszej wiosce, choć jak wspomniałem było to daleko od nas.
Niebo było tak rozświetlone, że ciemności zniknęły, a przypomnę, że był to środek nocy. Błyskawice nie gasły, grzmoty wyładowań nie cichły, wydawało się, że to kanonada wojskowych dział, huk nie milkł ani na chwilę, a dźwięki tej kanonady tak dudniły w uszach, że te puchły od tego. Głowa pękała od bólu.
O godzinie dwudziestej czwartej wyłączyli prąd, zapanowały ciemności tylko w tych domach, które miały grube kotary zaciągnięte w oknach, a gdy takich nie było, w pokojach było widno i jasno. I jak tu spać? Nie spaliśmy!
O godzinie pierwszej, wszystko zaczęło cichnąć, burza odchodziła, napięcie nerwowe opadło, można było z powrotem wrócić do łóżek, co też uczyniliśmy. Jak z tego widać, burza nie trwała długo i nie była ona nad Rogalami, ale gdzieś daleko od nas. To było szczęście, bo nikt nie wie jakimi stratami mogłaby się zakończyć taka wizyta burzy w Rogalach. I gdyby nie te jasne błyskawice i potężne grzmoty, można by uznać, że burzy nie było. Była gdzie indziej.
Prąd elektryczny włączony został dopiero o dziesiątej trzydzieści przed południem. Całe szczęście, że nie zdążyło się rozmrozić, zamrożone mięso w zamrażarce.
Maryla z córką szykowała się do wyjazdu do Grajewa, gdy na podwórko wjechał ciągnik z przyczepą drzewa. Z wyjazdu nici, trzeba było natychmiast odwołać zamówiony samochód do Grajewa i zająć się rozładunkiem, oraz rozdrabnianiem pociętych na klocki drzew brzozy.
Dobrze, że Mirek przywiózł pracownika, który tym się zajął, jego praca trwała do późnych godzin popołudniowych. W lesie pozostała jeszcze jedna dość duża brzoza, którą musimy przywieść w terminie późniejszym. (t.m.i.)
O godzinie dwudziestej czwartej wyłączyli prąd, zapanowały ciemności tylko w tych domach, które miały grube kotary zaciągnięte w oknach, a gdy takich nie było, w pokojach było widno i jasno. I jak tu spać? Nie spaliśmy!
O godzinie pierwszej, wszystko zaczęło cichnąć, burza odchodziła, napięcie nerwowe opadło, można było z powrotem wrócić do łóżek, co też uczyniliśmy. Jak z tego widać, burza nie trwała długo i nie była ona nad Rogalami, ale gdzieś daleko od nas. To było szczęście, bo nikt nie wie jakimi stratami mogłaby się zakończyć taka wizyta burzy w Rogalach. I gdyby nie te jasne błyskawice i potężne grzmoty, można by uznać, że burzy nie było. Była gdzie indziej.
Prąd elektryczny włączony został dopiero o dziesiątej trzydzieści przed południem. Całe szczęście, że nie zdążyło się rozmrozić, zamrożone mięso w zamrażarce.
Maryla z córką szykowała się do wyjazdu do Grajewa, gdy na podwórko wjechał ciągnik z przyczepą drzewa. Z wyjazdu nici, trzeba było natychmiast odwołać zamówiony samochód do Grajewa i zająć się rozładunkiem, oraz rozdrabnianiem pociętych na klocki drzew brzozy.
Dobrze, że Mirek przywiózł pracownika, który tym się zajął, jego praca trwała do późnych godzin popołudniowych. W lesie pozostała jeszcze jedna dość duża brzoza, którą musimy przywieść w terminie późniejszym. (t.m.i.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz