Cd...
"ZŁY KRÓL I DOBRA KSIĘŻNICZKA"
(...) Coś musiało w tym być, coś, co nie dawało mu spokoju. Myślał o tym intensywnie. Musi coś wymyślić, aby nie odwracać się poza siebie. Ale dlaczego miałby się odwracać? No właśnie, dlaczego? Sięgnął do swojej starej wysłużonej torby podróżnej i wyciągnął z niej kilka kawałków starego materiału. Pozwijał materiał w nieduże kulki i włożył je do kieszeni. Uśmiechnął się, był zadowolony z siebie. Jeszcze raz przeglądnął torbę i odstawił ją na bok. Nie będzie mi potrzebna - szepnął do siebie. Poprawił na sobie ubranie, spojrzał na swoje wysłużone buty, uśmiechnął się i zdecydowanym krokiem wszedł na gościniec. Teraz już nie miał odwrotu, musiał iść przed siebie. Albo zdobędzie "życiodajną wodę", albo umrze. Powoli mijał leżące duże głazy ułożone wzdłuż drogi, starał się nie patrzeć na nie, wiedział tylko, że musi je uratować.
- A ty dokąd idziesz? - ni stąd ni zowąd odezwał się jakiś głos.
Przystanął zdziwiony, kto tu mówi na tym pustkowiu, przecież nie widział nikogo. któż więc mówi do niego. Już miał się odwrócić, aby zobaczyć nieznajomego, gdy przypomniał sobie przestrogę starca. "Nie wolno ci się odwrócić" - jego słowa jeszcze brzmiały mu w uszach. Ruszył w dalszą drogę, przyspieszył kroku, aby jak najszybciej znaleźć się na szczycie góry, która majaczyła w oddali. Wspinał się z trudem.
- Puść psy! - usłyszał znów za sobą - szybciej bo nam ucieknie! - mówił jeden głos do drugiego.
- Już to robię! - Cyryl ze zgrozą usłyszał głośne ujadanie kilkunastu psów, czuł, że się zbliżają, że lada chwila, a zaczną go gryźć. Struchlał przestraszony, nerwowym ruchem otarł lecący ciurkiem pot z jego czoła.
- Wypuść węże - znów usłyszał za sobą - tygrysy też!
- O, Boże - wyszeptał Cyryl i przyklęknął na ziemi. Tuż nad nim zagrzmiało złowrogo niebo, błysnęły błyskawice, ziemia zadrżała.
Przestraszony śmiertelnie Cyryl wtulił głowę w swoje ręce i zamknął oczy. Czekał teraz na najgorsze, które jednak nie nadchodziło, wręcz przeciwnie, wszystko ucichło. Odjął ręce od głowy i znów, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki wszystko wróciło.Znów słyszał ujadanie psów i syk jadowitych węży, znów zadrżał na całym ciele. Szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni przygotowane wcześniej kulki z materiału i włożył je sobie do uszu. Dookoła zaległa cisza, nie słyszał nic. Uśmiechnął się do siebie i ponownie ruszył w dalszą drogę.
Szedł teraz spokojnie, nigdzie się nie rozglądał, patrzył tylko przed siebie. Uszedł kilkadziesiąt metrów, gdy nagle spostrzegł leżącą na ziemi złotą monetę, obok niej w niewielkiej odległości leżały następne. Schylił się by je podnieść, gdy znów przypomniał sobie ostrzeżenie starca. "Nie podnoś nic z ziemi". Stał nieruchomo i wpatrywał się w złote, błyszczące monety. Och, jak bardzo chciał je mieć, dałby je ojcu, bratu, już nigdy by nie zaznali głodu. Wahał się, pokusa była bardzo silna, bieda jaką zaznał również. Znów popatrzył na drogę. Wszędzie leżały złote błyszczące monety, zdawało mu się, że nawet ich przybywa, pokrywały całą drogę. Dalej stał oszołomiony, nie wiedząc co dalej robić.
(CDN...t.m.i.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz