Cd...
"ZŁY KRÓL I DOBRA KSIĘŻNICZKA"
(...) Minął jeden miesiąc, minął drugi, księżniczka zaczęła się trochę niecierpliwić. Według jej wyliczeń, orszak królowej - a jej matki, powinien lada dzień zawitać do bram pałacowych murów. Coraz częściej i dłużej wyglądała przez niewielkie okienko w swoim pokoiku. Nie zauważyła nic takiego, co mogłoby oznaczać przyjazd gości. Czekała więc nadal.
Tymczasem orszak królowej po wielu trudach wjechał na teren królestwa Butusa, pani Magdalena - królowa tych ziem - z trudem poznawała swój ojczysty kraj. Tak dawno nie widziała tego kraju, za którym tyle lat bardzo tęskniła, teraz jej marzenie się spełnia. Znów może cieszyć się wspaniałymi widokami, znów może uśmiechać się do mijających ich ludzi, którzy o dziwo, poznawali ją mimo iż tyle lat upłynęło od jej wygnania. Kłaniali się nisko, całowali jej dłonie i prosili aby została z nimi na zawsze. Nie chcieli już znienawidzonego Butusa.
A król wpadał w coraz to większe zakłopotanie i przerażenie, dowiedział się bowiem, że do bram jego pałacu podąża niecodzienny orszak. Wiadomości jakie do niego docierały były sprzeczne, ale im orszak był bliżej bram, tym coraz częściej mówiono, że oto wraca prawowita królowa tego kraju. Służba pałacowa w pośpiechu sprzątała pałacowe komnaty, przygotowywała jadło dla strudzonych podróżnych. Jednym słowem, nagle wszyscy mieli mnóstwo pracy i obowiązków, choć nikt im tego nie kazał czynić. Król zasępiony siedział na tronie, nie wydawał żadnych rozkazów, nikogo nie ganił, na nikogo nie krzyczał. Tępym wzrokiem patrzył na wielkie drzwi sali tronowej. Wydawało się, że jest nieobecny, myśli jego błądziły gdzie indziej. Z tej martwoty wyrwał go głośny trzask otwieranych drzwi. Spojrzał w ich stronę. Od razu poznał kto wchodzi do sali tronowej.
Na jej widok wszyscy dworzanie, a szybko wypełnili salę, składali głęboki pokłon. Wnet cała sala zapełniła się służbą, każdy chciał zobaczyć królową, każdy chciał poznać dalszy los króla Butusa. Co się z nim stanie? Będzie ukarany? Co z księżniczką? Tych pytań było wiele, wszyscy chcieli znać na nie odpowiedź!
Majestatycznym, pełnym wdzięku krokiem podeszła królowa przed oblicze króla, a zarazem męża. Patrzyła zimnym, ale bez nienawiści wzrokiem na niego. Długo patrzyła.
- Gdzie jest moja córka, Róża? - powiedziała głośno. Wszystkie oczy zebranych skierowały się w stronę króla. Ten jednak nic nie odpowiedział, wyciągnął tylko klucze i podał je słudze. Ten posłusznie je wziął i wyszedł z sali. Wrócił po krótkiej chwili razem z księżniczką, która na widok matki głośno zapłakała i rzuciła się w jej objęcia. Płakały obie, a wraz z nimi płakały wszystkie dworskie kobiety. A i mężczyznom zakręciły się łezki w oczach, ale jak to przystało na nich, nie okazywali tego.
Matka - królowa i jej córka, podeszły bliżej tronu, król wstał i ustąpił im miejsca. Królowa zasiadła na nim, popatrzyła dookoła i rzekła:
- Wybaczam ci wszystkie krzywdy jakie doznałam od ciebie, ale nie wiem czy wybaczy ci moja, nasza córka - poprawiła się - nie będziesz jednak mógł zasiąść na tym tronie. Twoje rządy się skończyły, nie możesz też pozostać dłużej w pałacu.
- Więc wyganiasz mnie? - spytał tak cicho, że tylko królowa go usłyszała.
(CDN...t.m.i.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz